Z okazji dnia ojca i skończonej sesji upichciłam fasolkę po bretońsku. Skorzystałam z bardzo starej książki kucharskiej o właśnie takim tytule. Przepis „doprawiony” moimi pomysłami udał się przednio. Oprócz szczęścia na twarzy taty, zagościła także duma na twarzy Boskiego Mariana. Zostałam nawet obdarowana wianuszkiem pochwał na wieczornym spotkaniu ze znajomymi. Dziewczyny, faceci naprawdę kochają tą potrawę, więc jeśli chcecie zdobyć Jego serce bierzcie się do roboty! :)
SKŁADNIKI (na około 5-6 porcji) tanie jak barszcz
40 dag fasoli typu „Jaś”
20 dag kiełbasy
6 plasterków wędzonego boczku
3 cebule
7 łyżek koncentratu pomidorowego
Trochę mąki
Olej do smażenia
2 papryki
Przyprawy: Sól, cukier, pieprz, majeranek, czerwona sproszkowana papryka, sproszkowana papryczka chili, estragon i oregano.
Dzień wcześniej zalewamy fasolę w dużym garczku i zostawiamy na całą noc, aby troszkę zmiękła.
Drugiego dnia gotujemy fasolę w tej samej wodzie (można troszkę jej odlać) przez około godzinkę bez żadnych dodatków. W tym czasie kroimy w kosteczkę boczek i smażymy na patelni aż będzie chrupiący. Następnie dodajemy trochę oleju i szklimy cebulę pokrojoną w talarki. Gdy cebula będzie już idealna dodajemy pokrojoną w kosteczkę kiełbasę. Składniki podsypujemy mąką. Kolejno zalewamy je 2 łyżkami koncentratu pomidorowego z odrobiną wody.
Po godzinie gotowania fasoli dodajemy do niej pokrojoną w kostkę czerwoną paprykę. Gotujemy razem przez następne pół godziny.
Kolejno dodajemy do fasoli wszystkie składniki z patelni. Następnie dodajemy 5 łyżek koncentratu pomidorowego z odrobiną wody. Wszystko mieszamy. Przyprawiamy potrawę- można zasugerować się moim wyborem, który okazał się bardzo trafny (należy pamiętać, ze potrawa powinna być „ostrawa”:)). Gotujemy to wszystko przez kolejne pół godziny.
Przed wyłączeniem palnika należy sprawdzić czy fasola jest już odpowiednio miękka. Najlepiej podawać z pieczywem, ja wybrałam świeże kajzerki.
Smacznego!