Niedawny
czas temu przypadał dzień, którego do pewnego momentu mojego życia zawsze nie
mogłam się doczekać. Czasy się zmieniają i… czas odgrywa w tym dużą rolę. Na
szczęście jest Boski Marian i są wspaniali przyjaciele, którzy sprawiają, że
ten dzień robi się dosyć przyjemny. Na tę niewymawialna okazję upiekłam tort
kakaowo-malinowy. Użyłam tradycyjnego przepisu na biszkopt i dodałam do niego
kakao. Krem na wierzchu tortu był również już przeze mnie testowany, tyle że znów
z kakaowym przytupem. Nowością był krem w środku tortu, na który podaję przepis
poniżej. A tak w ogóle, to myślę, że torty wymyślono jako nagrodę pocieszenia
na tego typu niewymawialne okazje.
SKŁADNIKI
1 ½ szklanki
malin
3 jajka
½ szklanki
cukru
100g masła
1 łyżka maki
ziemniaczanej
Maliny blenderujemy.
Jajka ubijamy z cukrem. Gdy już będą jednolitą masą dodajemy stopniowo masło,
mąkę ziemniaczaną i przygotowane maliny. Całość podgrzewamy na wolnym ogniu ciągle mieszając,
aż masa zgęstnieje. Krem przypomina konsystencją budyń i jest dosyć kwaskowaty,
co świetnie przełamało smak słodkiego kremu, którym pokryty był tort z
wierzchu. Całość ozdobiłam świeżymi malinami.
Smacznego!
:)