niedziela, 29 stycznia 2017

Łuski i Ości – recenzja



 

Gotuję, bo lubię jeść. Równie przyjemne jest więc jedzenie tego, co przygotują dla mnie inni. Uwielbiam niedzielne obiady mojej mamy i okazjonalne próby kulinarne Boskiego Mariana (choć kuchnia wygląda potem jak po przejściu huraganu). Bardzo lubimy też testować restauracje i kawiarnie. Stąd w 2017 roku postanowiłam, że oprócz wrzucania moich przepisów będę się z Wami dzieliła recenzjami naszych ulubionych knajpek. Uprzedzam wątpliwości – nikt mi za to nie płaci i są to moje subiektywne wybory. Jest jednak parę smaków, do których ciągle wracamy z Boskim Marianem i którymi bardzo chciałabym się podzielić.
Dzisiaj polecam Wam moją ulubioną restaurację z sushi – Łuski i Ości – która znajduje się na Żoliborzu. Gwarantuję, że warto tu przyjechać nawet z drugiego końca miasta lub będąc jedynie przejazdem w stolicy.
 
Na pierwszym spotkaniu z Łuski i Ości byliśmy z moimi rodzicami i wypróbowaliśmy oczywiscie sushi. Obsługa była przemiła (za każdym razem) – jeśli to Wasze pierwsze sushi, kelner na pewno Wam pomoże. Sushi bajeczne. Jest robione w momencie złożenia zamówienia, nie „na zaś”. Mają dosyć sporo klientów (również lunchowych), więc składniki zawsze są świeże i pięknie podane.

W Łuski i Ości byliśmy też zimą, więc postanowiliśmy spróbować ciepłych dań z karty. Na początek zamówiliśmy seafood gulash, czyli pikantną zupę z owocami morza i warzywami. Była naprawdę pikantna! Zupa ogólnie smaczna, ale nasze wymagania co do owoców morza po wakacjach w Portugalii są dosyć wysokie, więc następnym razem nie wybralibyśmy akurat tej zupy. Natomiast moje danie główne to była istna poezja – japanese duck, czyli pieczona kaczka z warzywami w słodkim sosie. Porcja ogromna – myślę, że można ją nawet zamówić na dwoje (przy mniejszym apetycie). Jest delikatna, z chrupiącą skórką… Nie tylko dla sushi, ale i dla kaczki warto odwiedzić to miejsce. Boski Marian wybrał beef chiri (smażoną wołowinę z warzywami i chili). Była odpowiednio doprawiona, ale nie przesadnie. Nie była też za sucha. Choć danie oceniamy na bardzo smaczne, to moja kaczka zdecydowanie wygrała! 

Zimą wypróbowaliśmy też desery. Boski Marian zamówił lody z zielonej herbaty, które były bardzo orzeźwiające i smaczne. Ja wypróbowałam banana w tempurze – był cudowny, ale poprą mnie tylko osoby, które lubią naprawdę słodkie desery! Myślę jednak, że banan w tempurze jest idealnym wyborem na zimową chandrę.

Prócz tego w Łuski i Ości jest dosyć bogata karta win i możecie liczyć na obsługę, jeśli chodzi o pomoc w wyborze odpowiedniego trunku. Łuski i Ości mają również opcję pakowania sushi na wynos oraz zamówienia dostawy przez telefon. 
Miejsce nie należy do najtańszych na mapie Warszawy, ale biorąc pod uwagę jakość potraw, to ceny mają bardzo konkurencyjne (zwłaszcza sushi). Warto się od czasu do czasu porozpieszczać i ich odwiedzić.

Wystrój restauracji jest nowoczesny, ale dość przytulny. Klimat tworzy przede wszystkim zadbane akwarium wokół baru. Na największej ścianie znajdują się wskazówki co do kolejności jedzenia sushi – wygląda to niebanalnie. Można też obserwować proces powstawania sushi na telewizorze. 


Warto wcześniej zarezerwować stolik. Poniżej link restauracji:



Serdecznie polecam!