piątek, 25 czerwca 2010

Na dzień ojca


Z okazji dnia ojca i skończonej sesji upichciłam fasolkę po bretońsku. Skorzystałam z bardzo starej książki kucharskiej o właśnie takim tytule. Przepis „doprawiony” moimi pomysłami udał się przednio. Oprócz szczęścia na twarzy taty, zagościła także duma na twarzy Boskiego Mariana. Zostałam nawet obdarowana wianuszkiem pochwał na wieczornym spotkaniu ze znajomymi. Dziewczyny, faceci naprawdę kochają tą potrawę, więc jeśli chcecie zdobyć Jego serce bierzcie się do roboty! :)

SKŁADNIKI (na około 5-6 porcji) tanie jak barszcz

40 dag fasoli typu „Jaś”

20 dag kiełbasy

6 plasterków wędzonego boczku

3 cebule

7 łyżek koncentratu pomidorowego

Trochę mąki

Olej do smażenia

2 papryki

Przyprawy: Sól, cukier, pieprz, majeranek, czerwona sproszkowana papryka, sproszkowana papryczka chili, estragon i oregano.

Dzień wcześniej zalewamy fasolę w dużym garczku i zostawiamy na całą noc, aby troszkę zmiękła.

Drugiego dnia gotujemy fasolę w tej samej wodzie (można troszkę jej odlać) przez około godzinkę bez żadnych dodatków. W tym czasie kroimy w kosteczkę boczek i smażymy na patelni aż będzie chrupiący. Następnie dodajemy trochę oleju i szklimy cebulę pokrojoną w talarki. Gdy cebula będzie już idealna dodajemy pokrojoną w kosteczkę kiełbasę. Składniki podsypujemy mąką. Kolejno zalewamy je 2 łyżkami koncentratu pomidorowego z odrobiną wody.

Po godzinie gotowania fasoli dodajemy do niej pokrojoną w kostkę czerwoną paprykę. Gotujemy razem przez następne pół godziny.

Kolejno dodajemy do fasoli wszystkie składniki z patelni. Następnie dodajemy 5 łyżek koncentratu pomidorowego z odrobiną wody. Wszystko mieszamy. Przyprawiamy potrawę- można zasugerować się moim wyborem, który okazał się bardzo trafny (należy pamiętać, ze potrawa powinna być „ostrawa”:)). Gotujemy to wszystko przez kolejne pół godziny.

Przed wyłączeniem palnika należy sprawdzić czy fasola jest już odpowiednio miękka. Najlepiej podawać z pieczywem, ja wybrałam świeże kajzerki.

Smacznego!

sobota, 19 czerwca 2010

Owocowy raj


Na poprawę humoru i w ramach odpoczynku od nauki zrobiłam pycha babeczki z kremem waniliowym i owocami. Są tak dobre, że już nie mogę się doczekać jutrzejszej reakcji Boskiego Mariana! :) Zaleta tego przepisu są składniki, które raczej zawsze są pod ręką w kuchni, nie trzeba robić specjalnie wielkich zakupów.

SKŁADNIKI (na około 15 babeczek) tanie jak barszcz

1 i 2/3 szklanki mąki

Pół margaryny „Kasi”

3 jajka (w tym 2 żółtka)

Szczypta soli

Szklanka mleka

Łyżka mąki ziemniaczanej

Cukier waniliowy

3 łyżki cukru

Owoce

Zagniatamy ciasto na stolnicy, w skład którego wchodzi: mąka, margaryna, jedno jajko, szczypta soli. Odkładamy ciasto do lodówki na około pół godziny. W tym czasie przygotowujemy foremki do babeczek wysmarowując je masełkiem.

Po wyjęciu ciasta rozwałkowujemy je na cienkie kawałki i wykładamy nimi foremki na babeczki. Wkładamy je następnie do nagrzanego do 180 stopni piekarnika na około pół godziny (aż ciasto się zarumieni i z łatwością będzie odchodzić od formy).

Gdy piecze się ciasto zabieramy się za przyrządzenie kremu. W garczku miksujemy dwa żółtka, cukier, cukier waniliowy, mąkę ziemniaczaną i 3 łyżki mleka. Podgrzewamy szklankę mleka w drugim garnku. Gdy mleka się zagotuje przelewamy je do jajecznej masy ciągle mieszając (przelewajcie przez sitko, żeby uniknąć kożuszka). Na małym ogniu gotujemy masę ciągle mieszając aż zgęstnieje.

Owoce, jakie mamy pod ręką kroimy na niewielkie kawałki (a wykorzystałam truskawki, brzoskwinie i banany).

Gdy ciasto będzie gotowe i ostygnięte nakładamy po łyżce stołowej masy waniliowej do każdej „miseczki” a następnie nakładamy przygotowane owoce. Najlepiej podawać świeże, ale można babeczki przechowywać także w lodówce.

Smacznego :)

czwartek, 10 czerwca 2010

Na orzeźwienie


W ferworze nauki i pracy. Upał jednak zmusił mnie do wycieczki po cytryny i zrobienia lemoniady. Świetnie orzeźwia i jest banalnie prosta w wykonaniu. Mroźnie ściskam Boskiego Mariana :)

 

SKŁADNIKI (na dzban lemoniady)

1 litr wody mineralnej (ja użyłam Muszynianki, bo jest wysokomineralizowana i miło drażni podniebienie)

2 łyżki miodu

3 cytryny

 

Do garnuszka wlewamy wodę i gotujemy ją aż do wrzenia. Gdy odrobinę wystygnie dodajemy miód mieszając, aż się rozpuści. Wyciskamy do miseczki sok z trzech cytryn, następnie dodajemy go do miodowej wody, gdy już będzie letnia. Mieszamy i czekamy aż lemoniada się ochłodzi na tyle, aby włożyć dzbanek z nią do lodówki. Po około 3 godzinach w lodówce jest idealna.

 

Dodatkowo, trzymam kilka szklanek w lodówce i podaje właśnie w nich płyny w letnie dni. Szklankę można finezyjnie ozdobić plasterkiem cytryny, tak jak widać to na zdjęciu. Dodatkowo, warto wrzucić kostki lodu. Jeśli sami sporządzacie lód, wyłóżcie otwory na wodę kawałkami cytryny lub listkami mięty i dopiero zalejcie wodą. Takie finezyjne kostki są idealne nie tylko do lemoniady ale i wieczornych drinków :)

 

Orzeźwienia!